Sobota jak Sobota, dobrze , że idzie wiosna i wreszcie będzie można puścić się choć ciut w nieznane …
Niespiesznie przez Warszewo, pomknęliśmy przez Wodozbiór lub przynajmniej jego obrzeża i trafiliśmy przez błota do Przęsoncina , gdzie zrobiliśmy małą przerwę , ponieważ jeden z naszych Przyjaciół przyjechał na spotkanie ze swoim cudnym pieskiem Barim ( wilkiem alzackim)
Od tego momentu wszystko szło kompletnie wedle mojego planu, wylądowaliśmy na miejscu starej dawnej restauracji i młyna. Wymyśliłem , że nie pamiętam czy kiedykolwiek robiłem pętlę wokół tych miejsc , ale jak to zwykle bywa plan zmienia się pod wpływem pewnych emocji i widoków.
Po 30 minutach wylądowaliśmy na Wzgórzach Karpackich skąd widać Betonowiec jeziora Dąbie , ale celem był kierunek Zachód , widząc drogę lub też jej stan postanowiliśmy wybrać kierunek na skróty południa .
To był błąd , zwiodło nas wyjeżdżone ślady po quadach i po chwili pomknęliśmy drogą ze wzgórza w dół , pod kołami było ślisko i cześć z nas zrobiła szlify .
Lecz to był dopiero początek mordęgi , uświadomiłem sobie że stąd nie ma drogi którą damy radę wyjechać , utknęliśmy na trójstyku trzech rzeczek Wzgórz Szczecińskich .
Targałyśmy się w błocie i glinie przez 30 minut na odcinku 200 m , tak się wykończyliśmy , iż musieliśmy łapać oddech przez kolejne 30 minut .
Udało nam się wyjść na ścieżkę i dokonać odwrotu . Zrobiliśmy przez Puszczę Wkrzańską jakieś 40 km, ale dawno nie byliśmy tak zmęczeni , choć przy rozstaniu twarze były uśmiechnięte !
Do następnego…

















